Opowieści | Połom - góra pamięci.


Wola Jasienicka, góra Połom, Pogórze Dynowskie. Widok spod wierzchołka w kierunku zachodnim.

Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci.
Wisława Szymborska

Połom – góra pamięci.

Góra samotna jak narodziny i śmierć, niedostępna jak nasze najgłębsze sekrety. Połom, od setek tysięcy lat strzegący doliny Rosielnej, od setek lat strzegący doliny tej mieszkańców.
Na początku dziejów, jeśli początek da się w ogóle zidentyfikować, pogańskie bóstwa strzegły doliny i jej mieszkańców. Był Połom, bądź też Połomia, jak zwykło się zwać górę na Woli Jasienickiej, miejscem kultu solarnego. Na szczycie góry starodawni mieszkańcy okolicy oddawali cześć słońcu, czego echem jest zakorzeniona do dziś w ludowej świadomości legenda jakoby to na szczycie Połomi mieszkały ogromne ilości przeróżnego rodzaju gadów; węży jaszczurek, padalców i innego ohydztwa. Nie dawały te stworzenia spokojnie żyć ludziom, bo jak tu żyć z takim sąsiedztwem. Uradzono wtedy że aby pozbyć się gadzin i problem raz na zawsze rozwiązać należy do dziury na szczycie, w którym szkarady te zamieszkiwały, wrzucić koło od wozu z żelazną obręczą. Tak też uczyniono. Kilku najodważniejszych mężczyzn zaniosło koło na szczyt Połomi i wrzuciło koło do dołu. Odgłosy wydobywające się z wykrotu napełniły ich przerażaniem toteż co prędzej zbiegli do wsi. Kilka dni później ktoś odważył się wejść na szczyt. Z koła została sama obręcz, resztę gady zgryzły całkowicie, ale też ślad po nich zaginął. Od tej pory we wsi było bezpiecznie. Tak to słonce pod symboliczną postacią koła z żelazną obręczą pokonało mityczne zło ukryte pod postacią węża.
Czas jednak płynie nieubłaganie a wiatr przemian wieje, mocniej lub słabiej, od początku dziejów. Tak też i w dolinę Rosielnej zawitali razu pewnego obcy ludzie, uczniowie Świętych Cyryla i Metodego i poczęli głosić ludziom spod Połomi nowinę że Bóg nie ma postaci słońca ani nie mieszka w kamiennym posągu, ale że zszedł na ziemię pod ludzką postacią i umarł po to żeby oni już nie musieli. Na Połomi zbudowano świątynię, do dziś w ludowej tradycji zwaną cerkwią. Prawdopodobnie była ona pod wezwaniem Św. Piotra i stąd druga nazwa góry, powszechnie używana przez mieszkańców Woli czy sąsiedniej Jasienicy, to jest Święty Pieter. Stała sobie tedy cerkiew na górze a mnisi metodiańscy nauczali nowej wiary, w obrządku słowiańskim, a było to prawdopodobnie w IX wieku naszej ery. Możliwe też że przekonanie o istnieniu cerkwi na Połomi wzięło się z faktu że do początku XV w., kiedy to okolice Jasienicy po raz pierwszy wzmiankowane są w dokumentach, na Woli Jasienickiej mieszkali Rusini, którzy przecież jeszcze do 1945 zamieszkiwali pobliskie wsie takie jak Krasna czy Węglówka, dopóki bezduszna machina powojennego porządku nie wygoniła ich z ziemi ojców. Wielką tajemnicą pozostaje odpowiedź na pytanie co się mogło stać z owymi Rusinami. Czy wyginęli wskutek zarazy? Pewne jednak jest że jeśli na Połomi była cerkiew, to zapewne w tym właśnie okresie zniknęła, podobnie jak ludzie którzy ją wybudowali, chociaż legenda głosi że cerkiew przeniesiono do Jasienicy. A jednak pamięć została. Chociaż coraz bardziej nikła i wątła, to jednak jest podtrzymywana prze mieszkańców Woli. Na miejscu cerkwi ludzie postawili najprawdopodobniej drewnianą kaplicę, już w obrządku rzymsko-katolickim, jako że po przyjęciu prze Mieszka I chrztu od niemieckich dostojników kościelnych, mnisi metodiańscy zostali przepędzeni. Kaplica drewniana jednak nie oparła się próbie czasu. W 1819 Stanisław Świerk, bogaty chłop mieszkający u podnóża Połomi, ufundował kamienną kaplicę słupową. Została ona wykonana przez słynących z kunsztu miejscowych kamieniarzy, a kamień pozyskano na miejscu, na szczycie góry. Bardzo możliwe że to od tego trudnego rzemiosła góra swoją nazwę wzięła. Kaplica stoi do dziś, podobnie jak do dziś dnia, w pierwszy dzień Wielkanocy na szczycie góry odprawia się modły za pierwszych mieszkańców Woli, według tradycji zmarłych na zarazę a mających spoczywać na cmentarzu poniżej szczytu Połomi. Podobnie jak przed wiekami, w scenerii rozwijających się pąków drzew i zapachu mokrej wiosennej ziemi, ‘Starszy’ wznosi do nieba swe modły w intencji pierwszych osadników, a wtórują mu mieszkańcy Woli. Przy starodawnej kaplicy słupowej ustawiono współczesną już rzeźbę Św. Piotra, wykonaną przez Tadeusza Śnieżka, lokalnego kamieniarza i rzeźbiarza która w doskonały sposób udowadnia że budowanie nowego wcale nie musi odbywać się kosztem niszczenia reliktów przeszłości, a wręcz przeciwnie, nowe i stare może wspaniale się uzupełniać i współgrać ze sobą.



Co łączy te dwa światy, świat pierwszych mieszkańców sprzed wieków, oraz współczesnych ludzi mieszkających w tej okolicy.. Dzieli ich przecież tak wiele, bo przecież najprawdopodobniej byli innego wyznania. A jednak co roku do nieba płyną prośby w intencji tych co byli przed nami. Co sprawia że mimo balastu kilkuset lat historii oraz różnic religijnych, Rusini z Woli wciąż żyją w pamięci współczesnych jej mieszkańców? Czy nie wpajany od pokoleń szacunek do tradycji i przeszłości, do wiary ojców i ich trudu na tej trudnej ziemi? Szkoda że w naszym post-komunistycznym świecie, mimo przemian ustrojowych dzieło komunizmu w postaci anihilacji kultury jest kontynuowane w najlepsze. Co kiedyś najeźdźca wyrządzał nam siłą teraz my sami dobrowolnie wyrządzamy sobie pozwalając zaniknąć naszej tożsamości i zamieniając ją na kulturę supermarketu. Tyle że tożsamości nie da się kupić w supermarkecie a co raz wymazano z pamięci ciężko jest potem odzyskać.




Komentarze

  1. Ten posąg św. Piotra jest niesamowity. Co do Rusinów w okolicach Jasienicy, czyli raczej wewnątrz żywiołu polskiego, to wcale nie musiały być jakaś tragedia, ale po prostu asymilacja. Tak działo się w wielu miejscach, w wielu okresach. Diaspora wrzucona w środek innej kultury i języka dość szybko się asymiluje. Jeśli język i kultura otoczenia, podobne do własnej tym szybsza asymilacja. Z Polakami też się tak działo tzw. "mazurzy" wrzuceni w środek bieszczadzkiej Borkowszczyzny (np. Wołosate) dość szybko stali się grekokatolikami i mówili po rusnacku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż ścisłych reguł tu nie ma. Teściowe Bandery - Oparowscy pochodzili przecież z Bonarówki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miała być Bojkowszczyzna a wyszła Borkowszczyzna ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo stroma Góra z każdej strony pod szczyttem i na szczycie głazy i skały na grani. Byłem zaskoczony raz drugi pierwszym razem góra chyb w Domaradzu. Piękne pogórze dynowskie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz