Kościół p. w. Wszystkich Świętych w Bliznem z 1500 roku. Widok od północy. |
'Którzy
o świcie wypłynęli
ale
już nigdy nie powrócą
na
fali ślad swój zostawili (..)'
Zbigniew Herbert, Ballada o tym
że nie giniemy
Nad
głową szumi bukowy las, obok w oddali wzburzona, górska rzeka.
Gdzieś na wzgórzach słychać krzyk jastrzębia. Dookoła dzika
Puszcza Karpacka, jeden z najbardziej niedostępnych i odludnych
kompleksów leśnych średniowiecznej Europy. W ręku siekiera, w
głowie mnóstwo planów, w sercu nadzieja i lęk. Jednocześnie
poczucie wolności, trzymania losu we własnych rekach, brak
ograniczeń, za wyjątkiem tych, które stworzy natura. Być może
tak właśnie czuł się Falko, zasadźca Bliznego, gdy w 1366 roku
przybył do włości nadanych mu przez Kazimierza Wielkiego. Falko z
Krosna, jeden z wielu średniowiecznych pionierów, którzy w XIV
wieku organizowali osadnictwo na świeżo przyłączonych do
Królestwa Polskiego ziemiach Rusi Halickiej.
W 1340
roku, po bezpotomnej śmierci ostatniego z książąt halickich,
Bolesława Jerzego II Trojdenowicza, Kazimierz Wielki wyrusza na Ruś
aby zapewnić egzekucję testamentu, w którym to Trojdenowicz
zobowiązuje się oddać ziemie od Wisłoka na zachodzie po Zbrucz na
wschodzie pod panowanie polskie w zamian za pomoc militarną
przeciwko rosnącym w siłę sąsiadom. Na bezludne do tej pory
tereny dzisiejszego Pogórza Dynowskiego powoli zaczyna wkraczać
cywilizacja, gdyż Kazimierz Wielki rozpoczyna intensywną akcje
osadniczą.
Do
połowy XIV wieku Ziemie obecnego Pogórza Dynowskiego stanowiły
część nieprzebytej, dziewiczej Puszczy Karpackiej. Obszar obecnego
Powiatu Brzozowskiego był w zasadzie zupełnie bezludny, nie
istniały tu żadne stałe osady ludzkie. Obszar Puszczy Karpackiej
porastającej Pogórze stanowił naturalne zasieki graniczne,
drewniany drut kolczasty, celowo nie zasiedlony i opuszczony, zarówno
przez Księstwo Halickie jak i Królestwo Polskie. Jedynym większym
osiedlem na terenie obecnych Pogórzy i Bieszczadów był Sanok,
który istniał już przed 1150 rokiem jako gród ruski. Utrzymywanie
status quo w kwestii tego opuszczonego pasa ziemi niczyjej służyło
obu stronom aż do czasu przyłączenia Rusi Czerwonej do Polski,
kiedy to granica przesunęła się daleko na wschód. Wtedy to
Puszcza Karpacka zamiast chronić zaczęła dzielić, stanowiła
przeszkodę w integracji nowo przyłączonych terenów z Królestwem
Kazimierza.
Las w okolicach Góry Św. Michała |
W
takiej to sytuacji zastał obecne Blizne Falko – obszar dziczy po
obu brzegach Stobnicy porośnięty gęstą puszczą o powierzchni 50
łanów frankońskich, które miał zamienić w tętniącą życiem
osadę, przynoszącą w przyszłości zyski królowi nitkę w
powstającej tkaninie wsi, miast i miasteczek Rusi Czerwonej i
późniejszej Ziemi Sanockiej. Tkaninie z której miała powstać
łata spajająca rozdarcie między wschodem i zachodem.
Nie
wiadomo dlaczego właśnie Falkowi powierzył Kazimierz organizację
wsi. Co mogło skłonić władcę do powierzenia tej trudnej przecież
misji temu Niemcowi przybyłemu do Krosna? Wiadomo, że Falko nie był
rycerzem, nie był szlachetnego stanu ponieważ w akcie lokacyjnym
Bliznego z 1366 roku zapisano, że w razie potrzeby, na żądanie
króla, Falko ma stawić się gotowy do walki jako kusznik, a kusza
nie była w tamtych czasach bronią godną rycerza. Był więc Falko
przykładem niezwykłego awansu społecznego. Blizne było jego
ziemią obiecana, było jego szansą ale i wielkim wyzwaniem. W celu
zagospodarowania terenu należało sprowadzić osadników, a nie było
to zadanie łatwe. Wprawdzie w przypadku osad lokowanych na prawie
magdeburskim, a na takim było lokowane Blizne jak i wszystkie inne
osady na obszarze Pogórza w XIV wieku, osadnik otrzymywał 1 łan
frankoński ziemi, a więc około 24 hektarów, oraz 20 lat
zwolnienia ze wszelkich świadczeń materialnych na rzecz właściciela
osady, którym w przypadku Bliznego w momencie lokacji był król.
Mimo pozornej szczodrości i wspaniałomyślności władcy było to
jednak złoto dla zuchwałych. Oferowany każdemu osadnikowi łan
frankoński był niestety najczęściej pokryty gęstym, lasem, który
należało wpierw wykarczować, a wiekowe buki z pewnością były
twardym przeciwnikiem, który niełatwo ustępował pola. Sama podróż
przez obszary ówczesnej Puszczy Karpackiej była nie lada wyczynem.
Ciągnący od zachodu osadnicy, najczęściej z niemieckiego kręgu
kulturowego, stawiali czoła karpackiej głuszy. Brak dróg,
drapieżniki, poczucie osamotnienia w ogromnej, nieprzebytej puszczy,
pierwotny, atawistyczny lęk przed pierwotną, nieposkromioną
naturą, wreszcie najgroźniejszy przeciwnik – własna psychika
skonfrontowana z jej wszystkimi najgroźniejszymi przeciwnikami naraz
– zagubieniem, osamotnieniem, lękiem o przyszłość, permanentnym
i realnym ryzykiem utraty życia. Należy pamiętać, że przyroda w
średniowieczu była antagonistą z którym toczyło się walkę o
przetrwanie, walkę totalną, na miarę ówczesnych środków, bez
sentymentów. Puszcza nie brała jeńców, nie brał też człowiek,
a walka była wyrównana. Jednak w Bliznem w końcu XIV wieku
człowiek walkę tę przegrał.
Falko
nie sprostał powierzonemu mu zadaniu. W końcu XIV wieku jedynie
niewielka część z 50 łanów frankońskich przeznaczonych pod wieś
była zasiedlona. Z pewnością Falko robił co w jego mocy aby
wykonać zadanie, które otrzymał od króla, jednak nie był w
stanie przezwyciężyć obiektywnych przeszkód które stanęły na
jego drodze. Nie dość że obszar Puszczy Karpackiej w naturalny
sposób stanowił ogromne wyzwanie dla osadnictwa, to jeszcze w 1370
roku zmarł Kazimierz Wielki, co spowodowało chaos polityczny na
wschodnich rubieżach, które dostały się pod panowanie węgierskie.
Naturalne ograniczenia zostały spotęgowane przez brak stabilności
politycznej, co nie sprzyjało osadnictwu.
Trudno
powiedzieć czy Falko, przybity porażką odsprzedał swój urząd
sołtysa i opuścił Blizne, czy też zmarł. Faktem jest, że pod
koniec XIV wieku nawet połowa z 50 łanów przeznaczonych pod wieś
nie była zagospodarowana, a nowym sołtysem został Laczko (bądź
Laszko) Wołoch. Zapewne, podobnie jak Falko przybyły z Niemiec, tak
Laczko przybył tu z falą migracji wołoskiej w poszukiwaniu
lepszego życia. Jego obecność potwierdza też rosnące wpływy
węgierskie na ziemiach przyłączonych przez Kazimierza. Pragnący
umocnić swoja władzę na nowych terenach Węgrzy potrzebowali
sojuszników, dlatego też poczynili wiele nadań na rzecz biskupów
przemyskich. W 1384 królowa węgierska Maria nadała biskupom między
innymi wsie Brzozowe oraz Domaradz, kładąc tym samym podwaliny pod
przyszły Klucz Brzozowski. Blizne stało się królewska enklawą a
zarazem solą w oku biskupów przemyskich, gdyż stanowiło wyrwę w
ich włościach. Władcy węgierscy, mimo hojności wobec kościoła,
nie mieli jednak ochoty dopuścić do tworzenia państewek
kościelnych, jak to działo się w zachodniej Europie.
Jednak
historia, podobnie jak fortuna, kołem się toczy. Za czasów
panowania Władysława Jagiełły ziemi ruskie wróciły pod polskie
panowanie, a biskupi w 1402 roku zdołali przekonać Laczka aby
odsprzedał im swoją część wsi, która w bliżej nieokreślony
sposób przeszła wcześniej na jego własność. Zaś Władysław,
zapewne chcąc bronić swoich interesów w dolinie Stobnicy, w
południowej, niezagospodarowanej części wsi lokował drugą osadę,
drugie Blizne, dzieło to powierzając Dobiesławowi z Siar. Tym
razem sołtysem został Polak.
Istniały
więc na początku XV wieku pomiędzy wsią Brzozowe, a więc
dzisiejszą Starą Wsią, a Domaradzem dwie osady, dwa odrębne byty
ekonomiczne, zapewne też rywalizujące ze sobą. Czy Dobiesław
spoglądał zawistnie ze swojego grodziska poniżej Góry Św.
Michała w stronę położonego na wzgórku w dolinie Stobnicy
plebańskiego dworzyszcza, pierwotnego Bliznego, które na początku
XV wieku z pewnością było bardziej rozwinięte? Czy tamtejszy
sołtys bądź pleban patrzał z obawą w górę doliny, obawiając
się ambitnego Dobiesława? Niczym figury szachowe w rękach króla i
biskupa toczyli walkę o przetrwanie na szachownicy lasów i pól nad
Stobnicą. Tę partię wygrał jednak biskup.
Pasmo Parnasu na pograniczu Bliznego, Starej Wsi i Golcowej. Być może w tej okolicy znajdowała się osada Dobiesława. W dolinie widoczny Zalew Blizne, na horyzoncie masyw Suchej Góry |
Jagiełło,
toczący na początku XIV wieku wojny z Zakonem Krzyżackim,
potrzebował środków na prowadzenie działań militarnych. Jednym
ze sposobów ich zdobycia były pożyczki pod zastaw. Jednym z takich
zastawów stało się Blizne Dobiesława. Kiedy nadszedł czas spłaty
długów, król uległ presji biskupów przemyskich i zgodził się
sprzedać im Blizne Dobiesława. Był rok 1417, rok narodzin
zjednoczonego Bliznego.
Po
zjednoczeniu wsi biskupi mogli przystąpić z całym rozmachem do
budowy swojego państewka w dolinie Stobnicy, tak zwanego Klucza
Brzozowskiego, a ważnym ogniwem w tym tworze było też Blizne.
Zapewne w krótkim czasie po zjednoczeniu erygowano parafię, a
bliźnieński pleban był znaczącą postacią w ówczesnej Diecezji
Przemyskiej. Musieli biskupi uważać Blizne za istotne ogniwo w
łańcuchu ich włości w dolinie Stobnicy skoro już pod koniec XIV
wieku postanowili ufundować kościół, który po dziś dzień stoi
na cyplu wbijającym się klinem w dolinę Stobnicy. Strzelista,
pokryta gontem budowla mogłaby wiele powiedzieć o historii tych
ziem, stoi tu przecież prawie od początku obecności człowieka w
tej dolinie, zbudowana ok 1500 roku, a więc w niecałe 140 lat po
przybyciu tu Falka i pierwszych osadników. Była schronieniem,
pocieszeniem, westchnieniem, radością narodzin, smutkiem śmierci.
Alfą i omegą. Swoim prezbiterium, skierowanym na wschód, patrzy na
dawny gród Dobiesława, zachodnim krańcem nawy spogląda w kierunku
Krosna, skąd przybył Falko.
Widok z Kamieńca (444 m. n. p. m.) w dolinę Stobnicy. W dolinie na pierwszym planie Domaradz, za nim Blizne. Na lewo od wsi Góra Św. Michała |
Kwitnąca
na przełomach XV i XVI wieku wieś niedługo miała cieszyć się
spokojem. Pogranicze zawsze było i będzie obszarem gdzie obowiązują
inne reguły, gdzie możliwości mieszają się z zagrożeniami, a
bilans jest zazwyczaj niekorzystny dla tych pierwszych. Na dawnym
pograniczu polsko-ruskim było podobnie. Mimo że leżąca na trakcie
z Węgier wieś z otwartymi ramionami witała gości w postaci
kupców, którzy przywozili ze sobą wieści ze świata, a przede
wszystkim brzęczącą monetę, to jednak miewała też gości
niechcianych, najczęściej pod postacią Tatarów, którzy
wielokrotnie ziemie te najeżdżali.
Zapewne
największym i najbardziej utrwalonym w zbiorowej pamięci jest
najazd tatarski na ziemie Rusi Czerwonej pod dowództwem Kontymira
Murzy w 1624 roku. I chociaż przerażeni szatańskimi jeźdźcami o
skośnych oczach mieszkańcy po najeździe fundowali malowidła w
kościele parafialnym, na których oprawcy świętych mają tatarskie
rysy, to jednak nie ten napad odbił się największym piętnem na
Bliznem. A piętno to widoczne jest do dziś, zarówno w bliźnieńskim
krajobrazie, jak i w świadomości mieszkańców wsi i okolic.
Wnętrze kościoła p. w. Wszystkich Świętych z ok. 1500 roku, jeden z najcenniejszych kościołów drewnianych Europy, wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Widok na prezbiterium. |
W 1674
roku Tatarzy po raz kolejny najechali Ziemię Sanocką. Wtedy to
właśnie napadli także na Blizne, uprowadzając sześćdziesięciu
mężczyzn, gdyż właśnie ludzie, sprzedawani później w niewolę,
byli najcenniejszą zdobyczą dla Tatarów. Jak wyglądał ten
feralny dzień 1674 roku? Najprawdopodobniej był to 29 września,
być może była piękna słoneczna pogoda i nic nie zapowiadało
nadchodzącego kataklizmu. Być może ludzie zgięci w pół w
trudzie zbierali plony z pól, gdy nagle zobaczyli piekielne postacie
o skośnych oczach, pędzące na karłowatych konikach.
Najprawdopodobniej był to atak z zaskoczenia, nie było czasu na
obronę, czy choćby schronienie się w kościele, który
najprawdopodobniej był wtedy obwarowany. Katastrofa była
nieunikniona. Schwytani mężczyźni, spętani, byli prowadzeni w
kierunku tatarskiego obozu, który ci rozbili na obszarze wsi
Różanki, dzisiejszego przysiółka Golcowej. Zrezygnowani,
pogodzeni z losem, czy też zdesperowani i gotowi walczyć o swój
los rzucając na szalę życie, wiedząc, że nie mają nic do
stracenia, bo życie w niewoli gorsze jest od śmierci? Bo życie w
obcej ziemi i służenie diabłu w ludzkiej skórze gorsze jest od
śmierci. Jakiekolwiek myśli kołatały się w ich głowach z
pewnością nie spodziewali się tego, co wydarzyło się w okolicach
Bliźnieńskiej Góry, a obecnie Góry Św. Michała. Tam to właśnie
miał wydarzyć się cud za sprawą Świętego Michała, który
zstąpił z niebios ze swoimi wojskami i rozpędził piekielną hordę
skośnookich najeźdźców uwalniając tym samym zdumionych i
przerażonych bliźnian.
Najprawdopodobniej
bliźniańscy chłopi swoje ocalenie zawdzięczali jakiemuś
oddziałowi wojsk królewskich, który w pogoni za Tatarami
szczęśliwym trafem znalazł się akurat w okolicach Bliznego.
Przerażeni mężczyźni, niezwykli widywać konnych żołnierzy w
pełnym rynsztunku w tych stronach, wzięli ich za wojska
niebiańskie. Czy koszary tych wojsk znajdowały się na sanockim
zamku, czy na niebieskich łąkach pozostaje kwestią wiary i nauki.
Dla wyrwanych z kajdan tatarskich, dal ich rodzin i potomków, dla
mieszkańców Bliznego i okolic, na zawsze wydarzenie to pozostanie
cudem.
Ta
wczesna jesień roku pańskiego 1674 roku już na zawsze została w
pamięci mieszkańców Bliznego. W niedługim czasie po cudownym
ocaleniu od wschodniej zarazy ówczesny pleban w Bliznem, ks.
Nałogowski, wzniósł na Bliźnieńskiej Górze drewnianą kaplicę
ku czci Św. Michała a i sama góra przyjęła wkrótce imię
zbawczego archanioła. W krótkim czasie wzgórze stało się
miejscem kultu, a w dniu 29 września odbywał się uroczysty odpust
połączony z procesją.
Wkrótce
kult św. Michała w okolicach doliny Stobnicy zyskał rzesze
zwolenników a skromna drewniana kaplica, stojąca na wyniosłym
wzgórzu, smagana wiatrami i deszczami, zaczęła niszczeć, co nie
licowało z jej rosnącą rangą. Wtedy to, w 1754 biskup przemyski
Hieronim Sierakowski postanowił ufundować nową, murowaną
świątynię na górze św. Michała. Budowlę ukończono w 1760
roku, a biskup Sierakowski postanowił przekazać sanktuarium
Kapucynom z Krosna. W 1768 roku oficjalnie konsekrowano kościół p.
w. Zjawienia św. Michała Archanioła i zakonnicy z Krosna
wprowadzili się do swoich nowych włości. Tutaj, na górze porosłej
bukowym lasem, kontemplowali Boga, patrząc w dolinę Stobnicy, na
wieś pod nimi i niebo nad nimi, zawieszeni między niebem a ziemią,
krzewili kult św. Michała.
Początkowo
dwa ośrodki wiary zgodnie koegzystowały, jednak wkrótce w moście
porozumienia zaczęły pojawiać się pęknięcia. Następca księdza
Dzianotty na bliźnieńskim probostwie, ksiądz Kierski oskarżeniami
o zagarnięcie przez Kapucynów portatylu zatruł wodę w studni
zgody i rozpoczął okres rywalizacji pomiędzy dwoma ośrodkami
mającymi służyć jednej, boskiej, sprawie. Tak jak ponad 350 lat
temu bliźnieński pleban w dolinie i Dobiesław z Siar, siedzący w
grodzisku pod Bliźnieńską Górą rywalizowali w jednej, ziemskiej,
osadniczej sprawie, tak teraz ksiądz Siarski i Kapucyni stali się
przeciwnikami w walce o rząd dusz, walce która miała zakończyć
się sromotną porażką Kapucynów.
Widok z Góry Św. Michała na Blizne i dolinę Stobnicy. Na ostatnim planie widoczne wzniesienia Beskidu Niskiego z Cergową (716 m. n. p. m) |
Po
pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku obszar Bliznego znalazł się
pod panowaniem austriackim w ramach Królestwa Galicji i Lodomerii.
Nowe realia polityczne dotknęły też zakony, jako że w ramach tzw.
reform józefińskich, za czasów cesarza Józefa II odbyła się
kasata wielu spośród nich. Taki właśnie los spotkał Kapucynów z
Góry św. Michała. Dnia 29 września 1788 roku odbyły się
ostatnie uroczystości odpustowe ku czci św. Michała przed
opuszczeniem rezydencji przez Kapucynów. Smutek, żal,
rozgoryczenie, lęk przed nieznanym. Zapewne takie uczucia targały
zakonnikami opuszczającymi ukochane przez nich wzgórze. A może
wściekłość i nienawiść, uczucia które winny być obce
chrześcijanom? Bo jak inaczej tłumaczyć domniemaną klątwę
która to Kapucyni mieli rzucić na każdego kto śmiałby się tknąć
dom boży na Górze św. Michała? Jakkolwiek by nie było, faktem
jest, że ze zburzeniem kościoła Kapucynów na Górze związane są
wydarzenia tragiczne, tragiczne dla tych, którzy pokusili się na
kapucyński majątek.
Jeszcze
nie ucichły echa kapucyńskich głosów w opuszczonym a kościele a
już budowlę zakupił dziedzic Wesołej Bonawentura Woyno. Rozpoczął
rozbiórkę kościoła a budulec a pozyskany materiał zamierzał
użyć do budowy nowego dworu. W trakcie tego świętokradczego
procederu, gdy budowla była już rozebrana do wysokości okien,
nagle zmarła żona Woyny, a ten uznał to za karę boską za
świętokradztwo, którego się dopuścił. Wkrótce sprzedał swój
majątek w Wesołej i opuścił te
strony. Dzieła zniszczenia zostało jednak dokończone, a z
pozostałego materiału wybudowano trzy karczmy z których dwie
znajdowały się w Gwoźnicy Górnej, a trzecia w Ujazdach.
Przewrotny los sprawił, że cegły i kamienie które kiedyś
słuchały głosów wznoszonych do Boga, teraz były świadkami
pijackich awantur i sprośności. Zamiast dymu kadzidła spowijał je
teraz dym taniego tytoniu. Także i te inicjatywy spotkała kara za
zbezczeszczenie świętego miejsca. Właściciel jednej z gwoźnickich
karczem oślepł, a obie gwoźnickie karczmy spłonęły od uderzenia
piorunów.
Natomiast
święte wzgórze tylko niedługo pozostawało opustoszałe. Nie
udało się austriackim władzom wykorzenić kultu św. Michała. Już
w 1877 wzniesiono na miejscu zburzonego kościoła nową, murowaną
kaplicę, która wieńczy szczyt Bliźnieńskiej Góry po dziś
dzień.
Kaplica na Górze Św. Michała |
Tak
jak mieszkańcy Bliznego pozostali wierni kultowi św. Michała
Archanioła, tak i św. Michał w dalszym ciągu otaczał opieką
mieszkańców wsi w dolinie Stobnicy. Gdy w 1915 roku w rejonie
Bliznego stanęły naprzeciw siebie wojska austriackie i rosyjskie,
wiadomym było, że ewentualna bitwa oznaczała zagładę wsi. Wtedy
to bliźnieński proboszcz oddał wieś pod opiekę św. Michała a
10 maja 1915 roku wrogie armie wycofały się z rejonu Bliznego.
Uznano to za kolejny cud za sprawą niebiańskiego wojownika.
Niestety,
moc św. Michała nie zdołała ochronić mieszkańców Bliznego w
1944 roku kiedy to NKWD aresztowało i wywiozło na Syberię 43
mężczyzn ze wsi, członków plutonu AK Blizne. Gdy Lucyfer zbuntował się przeciwko Bogu i nakłonił do buntu 1/3 aniołów, Św. Michał nie ugiął się i pozostał wierny wykrzykując: "Któż jak Bóg!". Podobnie ci żołnierze wstępując w szeregi konspiracyjnej armii pozostali wierni sprawie, chociaż tak wielu ugięło karki przed złem. 10 z nich zmarło na
zesłaniu. Ci którzy powrócili w 1947 roku nie byli już nigdy tacy
sami. Być może tak jak ich przodkowie w XVII wieku czekali na cud z
niebios, ostatnią nadzieję pokładając w Bogu i w Św. Michale.
Tyle że w tym przypadku cud nie nastąpił.
Piotr Czerwiński
Zespół plebański w Bliznem |
Komentarze
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz